wtorek, 19 sierpnia 2025

Ścieżka Sztyletów - Robert Jordan

Tytuł: Ścieżka Sztyletów
Cykl: Koło Czasu
Autor: Robert Jordan
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Gatunek: fantasy

Najkrótsza część „Koła Czasu” za mną. Na początku ostrzegam przed spoilerami do poprzednich tomów, na tym etapie po prostu nie ma sensu ich unikać. A jeśli chcecie zacząć przygodę z tą serią odsyłam do mojej recenzji pierwszego tomu.

Rand został królem Illian, a Seanchanie powrócili. Potomkowie Armii Artura Jastrzębie Skrzydło ponownie podejmują próbę zagarnięcia ziem, które ich zdanie ukradziono ich przodkom. Tymczasem Nynaeve i Elayne razem z Poszukiwaczkami Wiatru i kobietami z Kółka Dziewiarskiego używają w końcu Czary Wiatrów. Aes Sedai pod wodzą Egwene kontynuują marsza na Białą Wieżę, a Perrin szuka Proroka. Rand tymczasem zmaga się z Mocą…

Ciekawe, że książka w sumie nie jest zbyt cienka (znaczy jest cienka jak na „Koło Czasu”, ale jednak te 700 stron ma) a w sumie niewiele się w niej dzieje. Zasadniczo książka sprowadza się do tego, że armie maszerują. I to powoli.

Najwięcej się dzieje na początku książki i przez ostatnie jakieś 200 stron. Sama scena użycia Czary Wiatrów była wspaniała, a wydarzenia po niej? Wisienka na torcie. No powiem, że Elayne była cudowna w tej scenie. Zwłaszcza, że dostajemy też nowe informacje na temat działania magii w tym świecie.

No i końcowa kampania Randa przeciw Seanchanom. Bardzo fajnie opisana. Chociaż miejscami miałam wrażenie jakby brakowało całych rozdziałów. Zdaję sobie sprawę, że to taki zabieg artystyczny, ale wybijało mnie to z rytmu. Ale podoba mi się zakończenie tego wątku w tym tomie.

No i końcowe zdarzenia sprawiają, że mam coraz większe podejrzenia co do Czarnej Wieży. Znaczy, podejrzenia mam od samego początku, bo Asha’mani są jednak dość podejrzani, a ich stosunek do Randa jest mocno niepokojący.

Sam Rand w tym tomie ma problemy z opanowaniem Mocy. No i wraca Lews Terrin.

Wątek Egwene całkiem nawet mi się podobał, ładnie przejęła dowodzenie. Tylko niepokoi mnie jaki wpływ ma na nią Halima i że sama Egwene nie widzi w tym nic niepokojącego.

Jeśli chodzi o wątek Perrina, to bardzo się cieszę, że powróciła postać Elyasa. I od razu Elias daje Perrinowi dobre rady odnośnie traktowania żony! Może już nie będę musiała znosić fochów Faile? Mam nadzieję, bo dziewczyna już mi działała na nerwy. Ciekawe jest też to, że do oddziału Perrina przyłączyła się grupa Morgase. Intryguje mnie co z tego wyniknie. Bardzo podoba mi się przede wszystkim dynamika między Morgase a Lini. Widać, że starsza kobieta umie postawić byłą królową do pionu. A Morgase dostaje mocną lekcję pokory.

Niepokoję się o Mata. W tym tomie nic o nim nie ma! A przecież na zakończenie poprzedniego był w poważnych tarapatach… Zdaję sobie sprawę, że raczej nie zginie, w końcu jeszcze wiele wątków z jego udziałem się nie rozwiązało, ale martwię się… Autorzy fantasy są całkiem nieśli w wymyślaniu losów gorszych od śmierci…

Wyjątkowo przyczepię się nie do tłumaczenia, a do jakości książki. Zdarzały się strony, przez które druk prześwitywał na drugą stronę. Co przy prawie 80 złotych ceny okładkowej powinno być nie dopuszczalne.

Ale ogólnie książkę czytało się szybko, gdyby tylko tempo akcji dorównywało temu czytania. Zgrzyty między frakcjami są bardzo ciekawe, ale wojska mogłyby by maszerować ciutkę szybciej. Niemniej, to dalej świetna seria i z niecierpliwością sięgnę po kolejne tomy.

niedziela, 17 sierpnia 2025

How dare you?! - sezon 1

Rok produkcji: 2024
Kraj produkcji: Chiny
Gatunek: animacja, donghua, komedia, romans

Dzisiaj przychodzę do was z recenzją donghua, czyli chińskiej animacji.

Główna bohaterka to zwykła pracownica biurowa, która w wolnym czasie nałogowo czyta powieści internetowe. Przeczytała ich tak wiele, że jest w stanie na pierwszy rzut oka ocenić ich jakość. Pewnego dnia, w drodze do pracy do pracy wyświetla jej się reklama powieści o dziewczynie przeniesionej do świata z powieści, której akcja rozgrywa się na cesarskim dworze. Bohaterka od razu stwierdza, że powieść jest wątpliwej jakości, mimo to czyta ją pobieżnie. Gdy chce zamknąć aplikację zostaje wciągnięta to świata powieści i budzi się w ciele jednej z antagonistek, konkubiny Yu Wanyin i jeszcze tego samego dnia zostaje wezwana do cesarza. Jako, że zachowanie mężczyzny wydaje się jej podejrzane, Yu Wanyin postanawia go sprawdzić i zadaje mu pytanie „How are you?”. Na co pada odpowiedź „I’m fine. And you?”, okazuje się bowiem, że cesarz Xiahou Dan też przeniósł się z prawdziwego świata.

Wielką zaletą tej produkcji jest dwójka protagonistów. Przede wszystkim widać, że mamy tu do czynienia z dwójką dorosłych ludzi, a nie dzieciakami. Yu Wanyin myśli logicznie i wykorzystuje swoje umiejętności z prawdziwego świata by odmienić bieg fabuły. Miłość też nie sprawia, że bohaterka nagle traci mózg. Dziewczyna ma odpowiednie priorytety, najważniejsze jest dla niej przeżycie. Xiahou Dan też jest świetny. Widać, że bardzo mu zależy na głównej bohaterce, poza tym znakomicie odgrywa swoją rolę w tym świecie. No i to facet z poczuciem humoru, takich lubię najbardziej. Poza tym skrywa pewien sekret, który całkowicie zmienia odbiór tej postaci. Początkowo wydawało mi się, że fakt, że nie ma on żadnego problemu z uśmiercaniem ludzi to dziura fabularna, ale scenarzyści ładnie to wytłumaczyli. W ogóle, większość takich pozornych dziur zostaje załatana, całość się ładnie spina.

Seria jest najlepsza kiedy trzyma się komedii z odrobiną romansu. Chemia między głównymi bohaterami jest niesamowita. Bardzo przyjemnie obserwuje się ich interakcje i szaleństwa. No, złoto to jest, tyle wam powiem. Momentami śmiałam się w głos. Uczucie między nimi rozwija się bardzo naturalnie, łatwo zrozumieć co oni w sobie widzą.

W drugiej połowie seria robi się bardziej dramatyczna, ale dalej ogląda się to przyjemnie. Acz muszę przyznać, że serial porusza momentami zaskakująco poważne tematy.

Moim największym zarzutem jest tempo fabuły. W bardzo krótkim czasie zostajemy zarzuceni całą masą postaci o trudnych do zapamiętania imionach, a akcja nie zatrzymuje się nawet na chwilę żebyśmy mogli się do nich przyzwyczaić. Sam montaż też jest momentami chaotyczny, w pewnym momencie nie zorientowałam się, że oglądam flashback. Tempo jest po prostu zabójcze, całość mogłaby być dwa razy dłuższa, a dalej nie byłoby dłużyzn.

Przez to tempo cierpią przede wszystkim postacie drugoplanowe, są po prostu bardzo dwuwymiarowe. Większość ma jakąś jedną, góra dwie cechy i tyle. Owszem, niektóre są bardzo sympatyczne, jak ciocia Bei na przykład, która jest przecudowna, ale głębi to tu nie ma żadnej. Chociaż trzeba przyznać twórcom, że przynajmniej płaskość postaci ma uzasadnienie w kreacji świata przedstawionego.

Wyróżniają się przede wszystkim Xie Yong’er, czyli oryginalna główna bohaterka powieści, która w sumie jest postacią fikcyjną przeniesioną do świata fikcyjnej książki. Poplątane, wiem, ale całkiem fajny motyw. Dziewczyna zadziera nos, patrzy na wszystkich z góry i ma syndrom głównej bohaterki… którą zresztą powinna być.

Książę Duan, to młodszy brat Xiahou Dana, który w oryginalnej powieści był głównym bohaterem męskim. Jednak przy zmienionej fabule staje się głodnym władzy manipulantem, który próbuje ogrywać zarówno Yu Wanyin i Xie Yong’er. Innymi słowy, kompletny dupek.

No i Cesarzowa Wdowa, kolejna manipulantka. Kobieta widząc, że cesarz wymyka się spod jej wpływów chce osadzić na tronie swojego wnuka jako marionetkę. To jest chyba największa żmija w tym serialu, ale tu już bym weszła w zbyt spoilerowe rejony.

Zakończenie sezonu jest bardzo otwarte, ucięte w trakcie akcji praktycznie. Wręcz musiałam się upewniać, że na pewno nie ma kolejnego odcinka. Niestety, jak zaczynałam oglądać nie zdawałam sobie sprawy, że to nie jest zamknięta historia, bo czekanie na kontynuację teraz będzie bardzo męczące. A zwiastun drugiego sezonu to złoto w czystej postaci jest, więc no, czekam bardzo.

Wizualnie jest okej. Projekty postaci bardzo mi się podobają, są naprawdę prześliczne. Przyczepiłabym się tylko, że niektóre postaci, zwłaszcza te mniej ważne są do siebie zbyt podobne, zwłaszcza służba. Tylko, że dużo lepiej by wyglądały przy animacji 2D. 3D sprawia jednak wrażenie jakbym oglądała cutscenki z gry komputerowej. Wstawki w 2D są raczej humorystyczne i też nie jakoś niesamowicie animowane. Ale są zabawne.

Podsumowując, nie jest to tytuł, który odmieni wasze życie. Ale za to jest to idealna pozycja do pośmiania się, a nawet lekkiego wzruszenia. Więc jeśli szukacie naprawdę szalonej komedii z sympatycznymi bohaterami i nutką dramatu, to polecam! Nie zawiedziecie się.

A dodatkowo, ma być jeszcze wersja aktorska i mam nadzieję, że dostanie więcej odcinków niż animacja, bo ta historia zasługuje na lepsze rozłożenie akcentów.

niedziela, 3 sierpnia 2025

Korona Mieczy - Robert Jordan

Tytuł: Korona Mieczy
Cykl: Koło Czasu
Autor: Robert Jordan
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Gatunek: fantasy

To już połowa cyklu! Tradycyjnie ostrzegam przed nisko latającymi spoilerami do poprzednich części. A recenzję pierwszego tomu macie tutaj.

Po uwolnieniu się z niewoli Aes Sedai Rand wraca do Cairhien, gdzie musi uporządkować bałagan jaki spowodowało jego zniknięcie. Nynaeve i Elayne kontynuują poszukiwania Czary Wiatrów. Egwene umacnia swoją pozycję jako Zasiadająca na Tronie Amyrlin. Moghedien ucieka z Salidaru. Tymczasem Lord Kapitan Komandor Synów Światłości zostaje zamordowany…

Książka w porównaniu do poprzedniczek nie jest długo, ma niecałe 900 stron (tak, kilka poprzednich tomów wypaczyło moje postrzeganie w tej kwestii). Dzieje się w niej w zasadzie niewiele, nie licząc końcówki, gdzie akcja gwałtownie przyspiesza. Niby powinnam przywyknąć do powolnego tempa akcji jeśli chodzi o tę serię…

Na pewno ciekawy jest wątek Randa, który przez poprzednie tomy przywykł do głosu Lewsa w swojej głowie. Teraz Lews ucichł, a Rand zastanawia się czy nie był on jedynie wytworem jego pogrążającego się w szaleństwie umysłu. Ciekawie było też w tym tomie obserwować jak Rand nagina rzeczywistość do swojej woli jako ta’veren.

Interesującą wydaje się postać Cadsuane, wiekowej Aes Sedai, która cieszy się ogromnym szacunkiem wśród pozostałych Sióstr. Jej motywy są owiane tajemnicą, ale jest to zdecydowanie bardzo charyzmatyczna bohaterka.

Ogólnie mam spory problem z podejściem kobiet do mężczyzn w tym tomie. Szczególnie w wątku Mata. Biedny chłopak został osaczony przez królową Tylin, która nie uznaje słowa „nie”. Irytuje tu szczególnie bagatelizowanie i śmiech ze strony otoczenia, szczególnie Elayne. Ja wiem, że to było pisane w innych czasach, z inną wrażliwością, ale jednak nie uważam za zabawne, że kobieta zaciąga siłą faceta do łóżka. Zwłaszcza, że nie zgadzam się z tym, że Mat dostał za swoje, bo owszem, on jest kobieciarzem, ale nigdy nie narzucał się kobiecie, która nie była zainteresowana.

Z podejściem Nynaeve do Lana też mam problem, acz nie aż tak duży. Po prostu dziewczyna czasem przesadza. Aż zaczęłam się zastanawiać, czy to, że Lan się w niej zakochał nie wynika z jego skłonności samobójczych. Ogólnie to ja nawet Nynaeve lubię, ale niech ta kobieta nauczy się choć trochę panować nad sobą! Kobieto, to twój ukochany a nie worek treningowy! Ja rozumiem, że chłop zasłużył na opieprz, bo mnie też wkurza, ale nie trzeba się od razu z łapami wyrywać!

Z pozytywów zaś podobał mi się wpływ jaki na Elayne wywiera Aviendha. Podejście Aielów w kwestii honoru jest specyficzne, ale dobrze, że księżniczka w końcu zauważyła, że coś z Nynaeve zawdzięczają Matowi. Cudowny jest wątek przyjaźni Mata z Birgitte. Ja ogólnie lubię motyw przyjaźni kobieciarza i kobiety, której on w ogóle nie traktuje jako obiektu seksualnego.

Podoba mi się też relacja Randa z Min. W ogóle Min wydaje mi się ze wszystkich dziewczyn Randa najsensowniejsza.

Trochę nie rozumiem jaki był plan Randa na pokonanie Sammaela, że wysyłał armie do Łzy… Znaczy, rozumiem, że to jakoś miało odwrócić uwagę Przeklętego, ale te armie szły dwa tomy, najpierw wysłał Mata, potem go odwołał, potem Perrina… A na końcu z tego co zrozumiałam to nie miało wcale znaczenia, bo fortel nie wypalił? No poplątane.

Interesujący jest też wątek Kręgu, na trop którego wpadają Nynaeve i Elayne.

Zaś jeśli chodzi o Tar Valon… Ja się pytam jak Elaida, kobieta, która ma zdolność Przepowiadania może być tak durna i pozbawiona wyobraźni?! Toż jak rozdawali inteligencję, to ona nawet w kolejce nie stała! No i bawi mnie, że w sumie teraz robi to samo za co obaliły Siuan, tylko głupiej.

Zakończenie było intrygujące, zaczyna się nowy dla Randa etap, a dawni wrogowie wracają.

Do polskiego tłumaczenia nie mam większych zastrzeżeń, no za tym, że czasem w dialogach brakuje myślników, co sprawiło, że ciężko było zrozumieć niektóre wypowiedzi. No i oczywiście dalej mnie to łono irytuje. Niech mi to ktoś rozpisze anatomicznie!

W każdym razie, książkę czytało się dobrze, chociaż nie była przepełniona akcją. Mam wrażenie, że to samo można by zmieścić na o wiele mniejszej ilości stron.