Cykl: Koło Czasu
Autor: Robert Jordan
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Gatunek: fantasy
Kolejny tom monumentalnego cyklu „Koło Czasu”. Standardowe ostrzeżenie przed mogącymi się pojawić spoilerami do poprzednich części.
Zgodnie z przepowiednią Kamień Łzy upadł, a Smok Odrodzony dobył Callandora. Jednak pieczęcie wiążące Czarnego w jego więzieniu słabną, powodując dziwne i niebezpieczne zdarzenia dla ta’veren oraz ludzi w ich otoczeniu. Smok Odrodzony wyrusza by zdobyć kolejnych sojuszników i wypełnić następne proroctwa. Tymczasem Egwene, Elayne i Nynaeve wpadają na nowy trop wiodący do Czarnych Sióstr, zaś z Dwu Rzek docierają niepokojące wieści.
W tym tomie dużo więcej miejsca niż w poprzednich zajmują wątki romantycznej. Egwene i Rand dochodzą do wniosku, że ich relacja jest bliższa tej między rodzeństwem i następuje swoiste „przekazanie” Randa Elayne. Mam ogólnie trochę problem z wątkami romantycznym Randa, bo kompletnie nie rozumiem czemu Elayne i Min się w nim zakochały, co gorsza one same tego nie rozumieją. Byłam w stanie zrozumieć uczucia Egwene, w końcu dorastali w przekonaniu, że się kiedyś pobiorą. Jestem też w stanie zrozumieć Lanfear, bo jej obsesja dotyczy bardziej Lewsa Therina niż samego Randa. Ale kompletnie nie widzę czym on ujął te dwie młode kobiety.
Z drugiej zaś strony mamy rozwijającą się relację Perrina z Faile, która jest bardzo fajna, przynajmniej wtedy kiedy Faile nie jest wkurzająca, a niestety jest wkurzająca przez całkiem sporą część książki. Naprawdę, ten wątek byłby o połowę krótszy i dużo przyjemniejszy, gdyby ta dwójka normalnie ze sobą rozmawiała. Zaś postać Perrina zmierza w tym tomie w bardzo ciekawym kierunku. Od początku wydawał mi się on najrozsądniejszym z trójki ta’veren, teraz zaś ma szansę zaprezentować zdolności przywódcze.
Najciekawszy jest wątek Randa. Bardzo dużo dowiadujemy się w nim o kulturze Aielów oraz historii zarówno tego ludu jak i świata. Rozdziały rozgrywające się w Rhuidean były cudowne, autor podrzucił starannie wybrane fragmenty całości, a ty czytelniku składaj to w całość i snuj domysły. Cudo! Poproszę więcej w tym stylu!
Dostaliśmy też w tej części więcej informacji o Świecie Snów i o magii w tym świecie. Egwene pobiera nauki u Mądrych. Interesujący jest też fakt, że Aes Sedai to nie jedyne kobiety w tym świecie zdolne przenosić moc.
Wątek Mata też w tym tomie jest bardzo interesujący, acz w znacznym stopniu „przyklejony” do Randa.
Bardzo mnie zaskoczyły wydarzenia w Tar Valon. To nie jest tak, że się całkowicie tego nie spodziewałam, ale na pewno nie spodziewałam się, że dojdzie do tego tak szybko. Jestem teraz tym bardziej ciekawa jaką rolę odegra Biała Wieża w kolejnych częściach.
Do samego zakończenia mam podobny zarzut jak w pierwszym tomie. Mianowicie wydało mi się chaotyczne, za dużo się działo za szybko.
Ogólnie tom ten bardzo powoli się rozkręcał, do około 300 strony nie byłam pewna o czym dokładnie będzie ta książka i miałam poczucie, że czytam prolog… Ale w ostatecznym rozrachunku książka mi się bardzo podobała. W interesującym kierunku zmierza ta historia, acz bardzo powoli, ten tom był o 400(!) stron dłuższy od poprzedniego.
Jakość polskiego tłumaczenie w tym tomie jest zdecydowanie wyższa niż w poprzednim. Nie pamiętam żadnego bezsensownego zdania. Jedyne do czego się mogę przyczepić to to, że tłumaczka chyba nie za bardzo ogarnia co to jest łono, specjalnie sprawdziłam jak jest w angielskiej wersji i ewidentnie błąd jest po stronie tłumaczki. Po za tym trafił się jeden akapit, w którym brakuje w kilku miejscach spacji, ale biorąc pod uwagę objętość książki, tragedii nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz