W 1755 roku na świat przychodzą Hans Axel von Fersen, szwedzki szlachcic, Maria Antonina, austriacka księżniczka i Oscar Francois de Jarjayes, córka francuskiego generała. Losy tej trójki splatają się we francuskim Wersalu. w przeddzień rewolucji.
„Róża Wersalu” autorstwa Riyoko Ikedy to kultowa manga shoujo (czyli skierowana do dziewcząt). Komiks powstał w 1972 roku, czyli ma już ponad 50 lat. Sprawdzam, czy tak jak wino, nabrał przez ten czas głębi czy zestarzał się i trąci myszką.
Mimo, że jest to manga historyczna, to historia jest tu raczej tłem dla głównej fabuły. Nie zrozumcie mnie źle, wydarzenia historyczne są tutaj bardzo ważne, nadają ramy tej opowieści, jednak to nie one stanowią sedno tej historii. Jedynie pod sam koniec to tło wychodzi na pierwszy plan, przez przy końcówce miałam wrażenia jakbym była na lekcji historii. Nie jest to jednak duży mankament. Nie jestem historykiem, jednak odniosłam wrażenie, że autorka całkiem nieźle wymieszała prawdę historyczną z fikcją. Wiadomo, miejscami poprzestawiała wydarzenia, żeby opowieść lepiej płynęła, ale widać włożoną w research pracę.
Rdzeniem opowieści jest skomplikowany wielokąt, pajęczyna miłości mniej lub bardziej odwzajemnionych. Bohaterowie tkwią w niej, targani namiętnościami, podczas gdy nieustępliwe tryby historii powoli ich miażdżą. Może i jest to przesadnie melodramatyczne i pełne patosu, ale rany, jak to się dobrze czyta!
Duża zasługa w tym barwnej galerii postaci, wśród których szczególnie błyszczą obie główne bohaterki: Maria Antonina i Oscar.
Ta pierwsza, tytułowa Róża Wersalu, jest przedstawiona, przynajmniej początkowo, jako lekkoduch, rozpieszczona księżniczka, pełna jednak uroku, wdzięku i królewskiej godności. To dziecko, które zbyt wcześnie musiało zasiąść na tronie. Dziewczyna, którą wydano za mąż nim poznała miłość. Kobieta, zakochana z wzajemnością w mężczyźnie, który nie jest jej mężem. Jest to bohaterka bardzo samotna, pragnąca miłości i przez to też podatna na manipulacje. Uczucie do hrabiego Fersena jest największym szczęściem jej życia, ale nawet ono jest skażone smutkiem jako niemożliwe do spełnienia. Kreacja tej bohaterki jest bardzo ludzka. Autorka ani jej nie gloryfikuje, ani nie demonizuje.
Druga z głównych bohaterek, Oscar Francois de Jarjayes, gwardzistka, kobieta wychowana jak mężczyzna. Oscar jest szlachetna i niezwykle honorowa, a w dodatku piękna. Autorka nadała jej postaci androgeniczny wygląd, rysując ją delikatniej niż mężczyzn, ale nie tak uroczo jak inne kobiety. Do bohaterki wzdycha większość wersalskich dam, ją samą jednak ta sytuacja bawi. Sama Oscar, początkowo nie zainteresowana relacjami romantycznymi, w pewnym momencie odkrywa, że pewien mężczyzna nie jest jej obojętny… Oscar jest całkowicie oddana swojemu krajowi, początkowo poprzez służbę rodzinie królewskiej, później zaś dostrzegając zasadność postulatów rewolucyjnych.
Po za tymi dwiema przez karty komiksu pojawiają się także: hrabia Fersen, Rosalie, biedna dziewczyna o gołębim sercu, Jeanne, pragnąca bogactwa siostra Rosalie, Andre, sługa Oscar podążający za nią niczym cień i wiele innych postaci. Pojawiają się pomniejsi antagoniści, ludzie podli i skupieni na własnym zysku, ale bohaterowie zmagają się przede wszystkim z własnymi wyborami i ich konsekwencjami. To nie jest historia o walce dobra ze złem, tylko o ludzkich słabościach i namiętnościach.
Chociaż „Róża Wersalu” to opowieść zasadniczo tragiczna, autorce udało się wpleść do niej dość sporo humoru. Jest on miejscami dość absurdalny (babunia jest cudowna!), ale idealnie rozładowuje atmosferę tej mangi, bez niego mogłaby być ona zbyt ciężka. Dzięki wstawkom komediowym czytelnik może złapać odrobinę oddechu a dramatyczne wydarzenia mogą odpowiednio wybrzmieć.
Kreska Riyoko Ikedy jest przepiękna. Oczywiście, jest to klasyczne shoujo, czyli postacie są piękne, wręcz chude, o wydłużonych proporcjach i ogromnych błyszczących oczach. Ale jakie te oczy robią wrażenie! Są niezwykle przenikliwe, wręcz przeszywające. Styl autorki idealnie pasuje do rokokowego Wersalu. Autorka bardzo oszczędnie używa rastrów, dzięki czemu rysunki są niezwykle przejrzyste. Postaci są charakterystyczne, łatwe do odróżnienia, chyba, że podobieństwo jest uzasadnione fabularnie. Widać także po nich upływ czasu, wraz z rozwojem fabuły ich rysy ulegają delikatnym zmianom oddającym ich wiek.
Można się jedynie przyczepić do tego, że tak rysowane są jedynie najważniejsi bohaterowie. Postacie drugoplanowe są rysowane dużo prościej, czasem wręcz karykaturalnie. Miejscami pojawiają się także kadry, w który rysy postaci się rozłażą, każde oko patrzy w innym kierunku. Nie jest tego co prawda dużo i są to raczej mniejsze kadry.
Sam sposób opowiedzenia historii może wydawać się trochę przestarzały, bardzo dużo tu narracji z offu, kadry też są dużo sztywniejsze niż w mangach współczesnych. Osobiście nie uważam tego za wadę, bardziej za znak czasów, ale rozumiem, że komuś może to przeszkadzać.
Polskie wydanie wypada bardzo dobrze, tłumaczenie czyta się płynnie, literówki raczej się nie pojawiają. Na plus liczę także obszerne posłowie tłumacza, wyjaśniające jakimi zasadami kierował się przy pracy. Jedynie minusem jest fakt, że komiks został wydany w miękkiej oprawie, co przy jego objętości (tomy mają po około 600 stron) grozi złamaniem grzbietu, czego bardzo nie lubię.
Ogólnie uważam, że „Róża Wersalu” wyszła obronną ręką z próby czasu. Historia dalej się broni, a forma wizualna wciąż robi wrażenie. Jak meble z epoki, może stare, może już się takich nie robi, ale wciąż są piękne i porządnie wykonane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz