Wiedźmin Geralt, lat osiemnaście, właśnie ukończył trening w Kaer Morhen i po raz pierwszy wyrusza na szlak. Jednak zamiast na potwory, trafia na dezerterów usiłujących zgwałcić córkę wieśniaka. Dzielny młodzieniec ratuje pannę z opresji, a że w tym świecie żaden dobry uczynek nie przechodzi bez kary, w nagrodę czeka go stryczek. Na szczęście z opresji wybawia go inny białowłosy wiedźmin, Preston Holt, który proponuje mu pewien układ…
Powiem tak, nie czekałam na tę książkę. O ile Sagę Sapkowskiego kocham, tak jednocześnie uważam siedmioksiąg o wiedźminie za dzieło kompletne, skończone. Już „Sezon burz” był dla mnie kompletnie zbędny. Czy z „Rozdrożem kruków” jest tak samo?
Po pierwsze, jest to książka dużo lepsza niż „Sezon burz”. Widać, że Sapkowski wyciągnął wnioski z tamtej książki. W przeciwieństwie do „Sezonu”, „Rozdroże” nie jest nadmiernie rozciągnięte, nie ma w nim niepotrzebnych dłużyzn. O ile można narzekać, że książka jest za droga w stosunku do swojej długości, tak sama długość w żadnym razie nie jest wadą. Mimo niewielkiej objętości książka jest wypakowana treścią. Jest to też jedna z najbardziej skupiających się na wiedźmińskim fachu książek Sapkowskiego. Mamy tu kilka starć z potworami, parę z ludźmi, poznajemy szczegóły ataku na Kaer Morhen (bardzo różną od wizji jaką zaprezentował nam Netflix w „Zmorze wilka”) oraz kilka interesujących detali na temat różnych postaci, w tym wiek Geralta i prawdziwe imię Eskela.
Nowe postacie nie wydały mi się tak interesujące jak te znane z Sagi. W różnych recenzjach widziałam zachwyty nad charyzmą Prestona Holta. Ja jej nie widziałam. Owszem, jest w nim dużo z dorosłego Geralta, ale brakuje mu tego uroku, który Geralt miał, albo raczej mieć będzie. Sama jego historia jest, bardzo ciekawa. Nie do końca mnie tylko kupuje jego relacja z Geraltem, mógłby jej autor poświęcić odrobinkę więcej miejsca, nie jakoś dużo, żeby nie psuć dynamiki opowieści.
Z tła wyróżniła się jeszcze uzdrowicielka Vrai Natteravn. Bardzo podoba mi się koncept czarodziejki, która nie jest seksbombą i skończoną suczą tylko po prostu sympatyczną kobietą. I proszę nie zrozumieć mnie źle, ja te skończone sucze w Sadze bardzo lubię, ale miło zobaczyć coś innego.
Sam Geralt wywołał zaś u mnie mieszaną reakcję. Przez pierwsze 20% książki (czytałam w ebooku) niesamowicie mnie irytował i przez niego czytanie było męczarnią. Ale potem oduczył się mówić „no weź” i „obczaj” i zaczął komunikować się jak człowiek. Po prostu bardzo mnie ten slang młodzieżowy w jego wykonaniu denerwował, w ogóle nie pasowało mi to do tego świata. Kiedy znika ten problem Geralt się wyrabia. Nie jest jakimś superbohaterem, popełnia masę błędów, ma masę wątpliwości, bywa nieroztropny, nie raz dostaje łomot. Może to jeszcze nie jest ten Geralt, którego znamy z Sagi, ale widać, że kiedyś będzie.
Irytowało mnie też to, że w tej książce wiedźmini noszą oba miecze naraz na plecach, co jest charakterystyczne dla gier, ale w Sadze nie występowało. Wydaje mi się to zagraniem pod fanów gier, o tyle dziwnym, że nic innego z growego kanonu się tu nie pojawia, a niektóre informacje są wręcz z nim sprzeczne. Nie rozumiem, tylko ludzi narzekających na to, że książkowy Geralt okazał się młodszy od tego growego, przecież od dawna było wiadomo, że jest on młodszy od Nenneke, która jest człowiekiem i w Sadze była całkiem sprawna jeszcze, więc skąd się wzięło to zaskoczenie niektórych?
Ogólnie książka mi się podobała. Uważam, że jeśli ktoś lubi Sagę o wiedźminie, to jest to bardzo fajny dodatek do opowieści. Nic genialnego, nic nie dającego spać po nocach, ale jednak całkiem porządna historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz